Moje dzieciństwo pachniało KAWą.
Dziś zabieram Was w podróż w czasie.
Cofniemy się o co jakieś trzydzieści lat, do czasów kiedy Barbie była tylko w Peweksie, szczytem słodkiej rozkoszy była guma Turbo a miejski design zaczynał i kończył się w meblowym przy Emilii Plater - czyli do lat osiemdziesiątych.
Piękne to były czasy - choć trudne.
Pamiętam, że wtedy dzieci bawiły się na podwórkach, mój rower marki Pelikan objeżdżało pół osiedla a chodniki wymalowane były kolorową kredą, pamiętam też magię Baltony, lody Bambino, skórzane tornistry, lajkry, czeszki i smak oranżady w proszku.
Jednak ja czcią absolutną darzyłam pewne miejsce nieopodal mojego domu, dobrze schowaną w labiryncie ursynowskich ulic - księgarnię Krajowej Agencji Wydawniczej.
Tata zabierał mnie tam raz w miesiącu, po zapasy - książek, komiksów i mój absolutny obiekt uwielbienia - " Wesołe Minuty " :)
Pamiętam, że było tam dziwnie ciemno, na ścianach wisiały czarne kotary, mała, kameralna sala, może 40 m 2, książki porozkładane na stołach i ...
TAMTEN zapach - papieru, farby drukarskiej i pasty do podłóg.
Chyba wtedy zaczęłam wąchać książki :)
I chyba wtedy też, zapałalam wielką miłośćią do czytania.
Uwielbiałam to miejsce, zdecydowanie mogłabym tam zamieszkać :)
TO była prawdziwa MAGIA.
Dziś nie ma już TAKICH miejsc.
Dziś jest empik - zero magii ;)
P.S. I pamiętam, że przy kasie pakowali książki w papier :)
Cofniemy się o co jakieś trzydzieści lat, do czasów kiedy Barbie była tylko w Peweksie, szczytem słodkiej rozkoszy była guma Turbo a miejski design zaczynał i kończył się w meblowym przy Emilii Plater - czyli do lat osiemdziesiątych.
Piękne to były czasy - choć trudne.
Pamiętam, że wtedy dzieci bawiły się na podwórkach, mój rower marki Pelikan objeżdżało pół osiedla a chodniki wymalowane były kolorową kredą, pamiętam też magię Baltony, lody Bambino, skórzane tornistry, lajkry, czeszki i smak oranżady w proszku.
Jednak ja czcią absolutną darzyłam pewne miejsce nieopodal mojego domu, dobrze schowaną w labiryncie ursynowskich ulic - księgarnię Krajowej Agencji Wydawniczej.
Tata zabierał mnie tam raz w miesiącu, po zapasy - książek, komiksów i mój absolutny obiekt uwielbienia - " Wesołe Minuty " :)
Pamiętam, że było tam dziwnie ciemno, na ścianach wisiały czarne kotary, mała, kameralna sala, może 40 m 2, książki porozkładane na stołach i ...
TAMTEN zapach - papieru, farby drukarskiej i pasty do podłóg.
Chyba wtedy zaczęłam wąchać książki :)
I chyba wtedy też, zapałalam wielką miłośćią do czytania.
Uwielbiałam to miejsce, zdecydowanie mogłabym tam zamieszkać :)
TO była prawdziwa MAGIA.
Dziś nie ma już TAKICH miejsc.
Dziś jest empik - zero magii ;)
P.S. I pamiętam, że przy kasie pakowali książki w papier :)
Komentarze
Prześlij komentarz